„Pod wieczór życia będziemy sądzeni z miłości” (św. Jan od Krzyża). Wszystko, co czynimy, o tyle ma wartość, o ile w miłości ma swój początek. Dlatego istotne jest, kto lub co króluje w moim sercu…
Pan Jezs, porównując siebie do pasterza, który oddziela owce od kozłów, dokonuje sądu nad wszystkimi narodami. Ze zgromadzonymi po swej prawej i lewej stronie prowadzi dialog, a najważniejszym tematem są uczynki miłosierdzia.
Zapewne dla większości z nas podanie kubka wody spragnionemu, nie stanowi problemu. Tym, na co powszechnie narzekamy i czego nam brakuje, jest czas. Pochłania nas świat komputerów, co sprawia, że wielu ludzi funkcjonuje bardziej w świecie wirtualnym niż w rzeczywistym. Te nowe, pozornie nieszkodliwe zagrożenia, często doprowadzają do kryzysu, a nawet rozpadu rodziny. Żyjąc pod jednym dachem, tworzymy azyl w czterech ścianach własnego pokoju, zawieramy wirtualne „przyjaźnie”, które nie stawiają wymagań i niczego od nas nie oczekują. Niekiedy, zagłuszając wyrzuty sumienia, wspieramy charytatywne dzieła, równocześnie nie mając czasu na rozmowę z mężem, żoną, dzieckiem, przyjacielem. Stąd jawi się pytanie: kto lub co króluje w moim sercu? Jeśli jest to Chrystus, wtedy daję siebie najbliższym i na tym nie poprzestaję. Miłość bowiem rodzi miłość, zataczając coraz szersze kręgi.
Z Chrystusem Królem wywyższonym we własnym sercu nauczymy się kochać i budować wartościowe relacje; nie poddamy się nowym zagrożeniom, bo otaczający świat stanie się o wiele ciekawszy i piękniejszy niż wirtualna samotność.
- Ludwika Synkowicz – bernardynka; www.edycja.pl